sobota, 24 lipca 2010

trzy sery - Norwegia ciąg dalszy






Przyszedł czas na sery. Trudno powiedzieć, żeby wybór serów, przynajmniej w Vestfold, powalał. Pomijając oczywiście tradycyjny norweski brązowy ser, którego różne wariacje można znaleźć na osobnych sklepowych półkach- tego jest ogromna ilość.
Z tego, co zdążyłam zaobserwować, do serów często dodawane jest kozie mleko, zarówno w serach brązowych, jak i twarożkach do smarowania pieczywa ( jeden prezentuję poniżej).

Bardzo zaskoczył mnie rodzaj sera, o którym wcześniej nie słyszałam- Gammalost (tłum. stary ser). Jak na ser rzeczywiście długo leżakujący, ma bardzo intensywny zapach, który, pewnie nie muszę dodawać, nie wszystkim odpowiada, i równie intensywny, trochę pikantny smak. Grudkowata konsystencja sprawia, że trudno się go kroi.
Na koniec zdecydowałam się na jeden z tych słynnych brązowych serów, ale mniej słodki, niż te, które zwykle znajduję w lodówce Rolfa.

Dzisiaj na dworze jest tak słonecznie, że zdjęcie na zewnątrz wyszło prześwietlone, a zanim się zorientowałam, kanapki zniknęły z talerza, więc nie było czego poprawiać...

po południu niespodzianka!!

środa, 21 lipca 2010

Budyń czekoladowy PIANO










Z lekkim opóźnieniem przedstawiam kolejną norweską czekoladową zdobycz: budyń prosto z opakowania.
Jest dosyć słodki, ale łatwo się go przygotowuje. Wersja podania z sosem waniliowym (też z paczki). Kolejne odkrycia już wkrótce. ha det!

Makrela w żółtym sosie



Do tej pory kojarzyłam makrelę tylko jako wędzoną przekąskę, o charakterystycznym słonym smaku. Wszyscy znamy ten intensywny zapach, i złoty kolor skóry. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam świeżo złowione, o przepięknym pasiastym niebieskim grzbiecie! Hipnotyzujący, mieniący się kolor.
Jednak pomimo swojego uroku szybko makrelkki zostały wyfiletowane (nie nie, nie przez mnie, ja się boję odcinać głowy..), i oddane w moje ręce. Postanowiłam dla odmiany ich nie smażyć ani piec, tylko wykorzystać podobno najpopularniejszy tutejszy przepis na rybę- gotowaną w białym sosie.

Biały sos jest bardzo prosty - przygotowuje się go na zasmażce i wywarze z ugotowanej wcześniej ryby. Postanowiłam dla smaku dodać na końcu żółtko, dlatego moja ryba to ...... tararararaata tam:

MAKRELA W ŻÓŁTYM SOSIE

- 4 filety z makreli ( lub innej ryby)


na sos:

- żółtko
- 3 łyżki masła
- 2 łyżki mąki

- pół szklanki mleka

-sól, pieprz


Filety ugotować w małym garnku do miękkości, przełożyć na talerz, zlać przez sitko wywar do kubka ( ja zostawiłam ok. 3/4 kubka, resztę wylałam).
Zrobić zasmażkę z masła i mąki w garnuszku, powoli dolewać mleko wymieszane z wywarem, cały czas mieszając. Dodać sól i pieprz, ciągle mieszać. Kiedy sos będzie gładki, zdjąć z ognia i dodać żółtko, szybko wymieszać. Polać ugotowane filety.
Jedliśmy to ze smażonymi warzywami, ale myślę, że dobre kartofelki z koperkiem też ujdą :)


niedziela, 11 lipca 2010

GORZKA czekolada z Norwegii



Ostatnio niewiele gotuję, jeszcze mniej rysuję, za to z ogromną przyjemnością przechadzam się między sklepowymi półkami i oglądam, co ciekawego można znaleźć w zagranicznych sklepach. Nie mogę się oprzeć, żeby nie kupić "na spróbowanie" tego czy tamtego. Najczęściej kryterium wyboru jest ciekawe opakowanie, albo śmieszna nazwa, cokolwiek. Gdzieś kiedyś czytałam, że tak właśnie wygląda turystyka kulinarna, że nie można ominąć żadnego mijanego sklepu czy straganu. Jeżeli tak, to jestem typową kulinarną turystką :)

Wczoraj moją uwagę przykuły opakowania czekolady, ogromnie mi się podoba ta prosta grafika z czerwonymi akcentami. I o dziwo, obydwie czekolady są gorzkie, czyli tak, jak lubię! Pierwsze to "fasolki mocca'- o lekko kawowym smaku. Według tego, co mi powiedziano, to produkują je w Norwegniezmiennie od kilkudziesięciu lat!




Druga czekoladka też jest wspaniale gorzka, ale importowana. Nie zmienia to jednak faktu, że podoba mi się opakowanie. Jutro zamieszczę jeszcze czekoladowy budyń, na zakończenie tego czekoladowego maratonu.

sobota, 10 lipca 2010

chłodnik z botwinki


Po dłuższej przerwie proponuję wakacyjne wspomnienia. Ja sama do chłodników przekonałam się dopiero parę lat temu, ale im więcej ich próbowałam, tym bardziej odpowiadał mi ten kwaśno-warzywny smak. A w tym roku do przygotowania chłodniku z botwinki przyczyniła się babcia i jej wypieszczony ogród. DZIĘKUJĘ!.