wtorek, 9 listopada 2010

Julesnaps - świąteczna wódeczka jakich mało!

Do Świąt jeszcze daleko, więc wrzucam propozycję Julesnaps jako coś raczej na rozgrzanie niż przedwczesne bożonarodzeniowe szaleństwo.

czwartek, 4 listopada 2010

Hank the Singing Bottle

Siedząc nad magisterką można trafić naprawdę na świetne rzeczy... to znalazłam w ramach badań do mojej ksiażeczki o śmieciach. Pokochałam Hanka, eh. No i tego, kto go wymyślił też :)



Historja bardzo smutna

... o chłopcu, który nie chciał jeść zupy.
Ku przestrodze tym wszystkim (zwłaszcza grymaszącym odchudzającym się!), którzy wybrzydzają przy stole. Znalazłam to cudeńko ilustracyjne, i wiele innych, czytając do magisterki o literaturze dziecięcej na przestrzeni wieków. Aż strach pomyśleć, co by czekało dzisiaj autora takiego słodziutkiego wierszyka moralizatorskiego...

"Książeczki dla grzecznych i niegrzecznych dzieci" Janusz Dunin, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1991


Michaś był tłusty, zdrów najzupełniej,
Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni, 
Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą,
Jadł i pił wszystko co na stół dano.
Raz gdy mu zupę stawia służąca, 
On z tąd, ni z owąd talerz odtrąca,
Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki:
"Nie chcę i nie chcę ani łyżeczki!"
Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże,
Że go nikt w domu poznać nie może, 
Dają do stołu, on znowu w sprzeczki,
Niechce jeść zupy ani łyżeczki.
Na trzeci dzionek biada nie żarty,
I schudł i osłabł Michaś uparty,
Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki,
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki.
Niesłuchać starszych, rzecz bardzo brzydka,
W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka,
W piątym coś w piersiach i w gardle dusi,
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi,
Tak też z Michasiem, był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.



......

piątek, 1 października 2010

10 x lubię

Tempo rozprzestrzeniania się tej zabawy jest zatrważające. Ale czemu nie podać łańcuszka dalej, w końcu to nie lada wyzwanie dla mnie wypisać TYLKO 10 rzeczy, które lubię :). Do zabawy zaprosiła mnie Początkująca Kura Domowa

LUBIĘ:

1. Jak pada deszcz a ja nie muszę nigdzie wychodzić
2. Chodzić do różnych knajp i próbować jaką robią kawę mrożoną
3. Dostawać listy od Mojej Marty
4. Wyobrażać sobie, jak będzie wyglądała kiedyś moja kuchnia, jak już ją będę miała
5. Jeździć na rowerze
6. Słuchać ludzi, którzy mi mówią o czymś, czego nie wiem
7. Oglądać mecze piłki ręcznej
8. Kupować książki
9. Obierać krewetki z główki i pancerzyka ( wiem, jak to brzmi.... ale to takie przyjemne..)
10. Wstawać rano jak inni jeszcze śpią

Mam kilka przemyśleń po stworzeniu tej listy... raz: "lubię" to zbyt słabe słowo na opisanie rzeczy, które tu wypisałam. Dwa: właściwie to lista jest nieskończona, i codziennie mogłabym do niej coś dodawać. Chyba ciekawiej nawet byłoby stworzyć listę 10 rzeczy, których NIE LUBIĘ?


Tak czy siak, przesyłam grę dalej.

Zasady zabawy są następujące:
  1. podajemy kto nas zaprosił do zabawy
  2. wymieniamy 10 ulubionych rzeczy
  3. zapraszamy kolejne 10 osób i powiadamiamy je o tym w komentarzach.

poniedziałek, 20 września 2010

Zupa rybna

Pozostając w tematyce rybnej. W Bergen nigdy nie byłam, ale miałam okazję spróbować kilka razy kremowej zupy rybnej "bergeńskiej", i jest naprawdę delikatna i sycąca. Jest wiele różnych sposobów na jej przygotowanie, ale na pewno nie może zabraknąć marchewki oraz śmietany, czasami dodawane są żółtka. Tym razem posłużyłam się przepisem, który znalazłam tutaj.

I chociaż zupkę chętnie bym znowu zjadła, najbardziej bawiłam się robiąc ilustrację!

niedziela, 19 września 2010

rybne ciasteczka - FISKEKAKER




Nie dajcie się zwieść pozorom, tak naprawdę rybne ciasteczka to małe kotleciki rybne, które podbiły moje serce już od pierwszego pobytu w Norwegii. Są delikatne, dobre na ciepło i zimno, dodatek to obiadu, na kanapkę... I można zrobić je z każdego rodzaju ryby (aby była świeża, mrożone filety się nie nadają). Na życzenie Mojej Marty  :*

poniedziałek, 13 września 2010

Królewna

Pada deszcz i siedzę sama w domu. Czasami z nudy można skorzystać.








I jak widać leekspin mnie nie opuszcza nawet w taką szarugę :P

niedziela, 12 września 2010

Tarta z porem i boczkiem

Ostatnio się rozbujałam z tymi tartami, to prawda. Ale mamy ostatnie słoneczne dni września, ulokowałam się w nowym mieszkaniu, i wyciągnęłam swoje książki kucharskie z kartonowego pudła - pięknie stoją na półce i jak tu do nich nie zaglądać?
Miałam robić lasagne ze szpinakiem na niedzielny obiad, ale oszczędność zwyciężyła- por jest dużo tańszy niż szpinak...
Wracałam z zakupów uśmiechnięta z dwoma porami wystającymi z torebki, i śpiewałam sobie ten śmieszny kawałek folkowej piosenki, znany pod powszechną nazwą 'dziewczyna z porem', albo 'leekspin'. To jedna z tych melodii która albo niezmiernie cię denerwuje, albo wpada w ucho i ciągle ją podśpiewujesz. Ja podśpiewuję :P





Jak już sobie pośpiewacie i pomachacie tym, co macie pod ręką, przedstawiam łatwą tartę z porem i boczkiem wędzonym. Tarta jest łatwa głównie dlatego, że użyłam do niej mrożonego ciasta francuskiego...




farsz:

2 pory
5-6 plasterków wędzonego boczku
2 jajka
50 ml mleka
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
olej do smażenia

przygotowanie:

Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni, wykładamy ciastem blaszkę ( tu użyłam wąskiej krótkiej blaszki jak do lazanii ). Na ciasto układamy połowę plastrów boczku, odstawiamy na bok.
Czyścimy pora, kroimy w półksiężyce, i podsmażamy kilka minut na oleju. Dodajemy przyprawy i mleko, dusimy pod przykryciem ok. 5-10 minut, aż wyparuje płyn. Schładzamy, dodajemy jajka i wykładamy masę na ciasto.
Na wierzchu ukłądamy pozostałe plasterki boczku pokrojone w paseczki. Wstawiamy do piekarnika  aż się zarumieni (ok. 30 min).


A tak poza tym, to jak ktoś lubi folk, to Loituma ma naprawdę fajne kawałki, poza leekspinem ;)

piątek, 10 września 2010

Tarta z tuńczykiem i pomidorami

Dzisiaj kupiłam własną (!) blaszkę do tarty, i musiałam z niej skorzystać. Miałam pomidory, ale co do tego? Po wstępnej selekcji pozostało pytanie: por czy tuńczyk? Odpowiedź padła po sekundzie namysłu - tuńczyk. Ja chyba też wolę tuńczyka, więc oto przepis (moja blaszka ma 28cm średnicy, ale proponowałabym mniejszą, bo wyszło dosyć płaskie):


Ciasto jak w przepisie podanym  tutaj

na farsz :

2 puszki tuńczyka (z wody)
2 jajka
30 dag śmietany 18%
ok.10 pomidorków koktailowych
tymianek
ser do posypania, jeżeli ktoś lubi  :)

Wszystkie produkty oprócz pomidorków wymieszać, wylać na podpieczoną tartę, poukładać przekrojone na pół pomidorki, posypać tymiankiem i serem, zapiekać w 200 stopniach około 40 minut, aż się ładnie zarumieni.
Nie tylko mi smakowało!

środa, 8 września 2010

tarta z roquefortem, suszonymi śliwkami i tymiankiem


A już myślałam, że się w sobie nie zbiorę, i nie opublikuję żadnego przepisu. Tym razem nie chciało mi się rysować, więc załączam tylko zdjęcie. Tarta powstała z trzech powodów:
1. Chyba zaczynam tęsknić za Rennes, gdzie spędziłam parę miesięcy w tamtym roku, więc myszkuję po francuskich stronach kulinarnych, żeby choć trochę wspomnień tamtejszej kuchni mi powróciło
2.To już ostatni dzwonek, żeby korzystać z kuchni mojego Taty
3. Mam ochotę na tartę :)

Voila la recette:

ciasto:

jest wiele przepisów, ale ja wykorzystałam ten
mam małą foremkę, więc, ciasto podzieliłam, i do tej tarty użyłam tylko połowę.


wnętrze tarty:
15 dag suszonych śliwek

10 - 15 dag sera roquefort
5 dag twarogu

1/3 szkl. mleka

2 jajka

sól, pieprz

kilka gałązek tymianku


przygotowanie:

na spód upieczonej w piekarniku tarty wysypać śliwki w całości, i zalać masą powstałą z wymieszania pozostałych składników, posypać tymiankiem. Piec około 40 minut w gorącym piekarniku (200 stopni).

poniedziałek, 6 września 2010

ALIVE


Tyyle czasu... nie będę owijała w bawełnę- jak człowiek ma ciężki okres, to gotować się wcale nie chce, a jak jeszcze do tego nie ma kuchni, bo żyje na walizkach, to już w ogóle katastrofa. Ale wychodzę na prostą, a jutro jadę na grzyby w nadbużańskie lasy, i korzystam z pięknie wyposażonej kuchni Taty, więc może powrócę jakimś postem z fajerwerkami...

A tymczasem, żeby nie było, że nic nie robię, mały tiger:)

sobota, 24 lipca 2010

trzy sery - Norwegia ciąg dalszy






Przyszedł czas na sery. Trudno powiedzieć, żeby wybór serów, przynajmniej w Vestfold, powalał. Pomijając oczywiście tradycyjny norweski brązowy ser, którego różne wariacje można znaleźć na osobnych sklepowych półkach- tego jest ogromna ilość.
Z tego, co zdążyłam zaobserwować, do serów często dodawane jest kozie mleko, zarówno w serach brązowych, jak i twarożkach do smarowania pieczywa ( jeden prezentuję poniżej).

Bardzo zaskoczył mnie rodzaj sera, o którym wcześniej nie słyszałam- Gammalost (tłum. stary ser). Jak na ser rzeczywiście długo leżakujący, ma bardzo intensywny zapach, który, pewnie nie muszę dodawać, nie wszystkim odpowiada, i równie intensywny, trochę pikantny smak. Grudkowata konsystencja sprawia, że trudno się go kroi.
Na koniec zdecydowałam się na jeden z tych słynnych brązowych serów, ale mniej słodki, niż te, które zwykle znajduję w lodówce Rolfa.

Dzisiaj na dworze jest tak słonecznie, że zdjęcie na zewnątrz wyszło prześwietlone, a zanim się zorientowałam, kanapki zniknęły z talerza, więc nie było czego poprawiać...

po południu niespodzianka!!

środa, 21 lipca 2010

Budyń czekoladowy PIANO










Z lekkim opóźnieniem przedstawiam kolejną norweską czekoladową zdobycz: budyń prosto z opakowania.
Jest dosyć słodki, ale łatwo się go przygotowuje. Wersja podania z sosem waniliowym (też z paczki). Kolejne odkrycia już wkrótce. ha det!

Makrela w żółtym sosie



Do tej pory kojarzyłam makrelę tylko jako wędzoną przekąskę, o charakterystycznym słonym smaku. Wszyscy znamy ten intensywny zapach, i złoty kolor skóry. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam świeżo złowione, o przepięknym pasiastym niebieskim grzbiecie! Hipnotyzujący, mieniący się kolor.
Jednak pomimo swojego uroku szybko makrelkki zostały wyfiletowane (nie nie, nie przez mnie, ja się boję odcinać głowy..), i oddane w moje ręce. Postanowiłam dla odmiany ich nie smażyć ani piec, tylko wykorzystać podobno najpopularniejszy tutejszy przepis na rybę- gotowaną w białym sosie.

Biały sos jest bardzo prosty - przygotowuje się go na zasmażce i wywarze z ugotowanej wcześniej ryby. Postanowiłam dla smaku dodać na końcu żółtko, dlatego moja ryba to ...... tararararaata tam:

MAKRELA W ŻÓŁTYM SOSIE

- 4 filety z makreli ( lub innej ryby)


na sos:

- żółtko
- 3 łyżki masła
- 2 łyżki mąki

- pół szklanki mleka

-sól, pieprz


Filety ugotować w małym garnku do miękkości, przełożyć na talerz, zlać przez sitko wywar do kubka ( ja zostawiłam ok. 3/4 kubka, resztę wylałam).
Zrobić zasmażkę z masła i mąki w garnuszku, powoli dolewać mleko wymieszane z wywarem, cały czas mieszając. Dodać sól i pieprz, ciągle mieszać. Kiedy sos będzie gładki, zdjąć z ognia i dodać żółtko, szybko wymieszać. Polać ugotowane filety.
Jedliśmy to ze smażonymi warzywami, ale myślę, że dobre kartofelki z koperkiem też ujdą :)


niedziela, 11 lipca 2010

GORZKA czekolada z Norwegii



Ostatnio niewiele gotuję, jeszcze mniej rysuję, za to z ogromną przyjemnością przechadzam się między sklepowymi półkami i oglądam, co ciekawego można znaleźć w zagranicznych sklepach. Nie mogę się oprzeć, żeby nie kupić "na spróbowanie" tego czy tamtego. Najczęściej kryterium wyboru jest ciekawe opakowanie, albo śmieszna nazwa, cokolwiek. Gdzieś kiedyś czytałam, że tak właśnie wygląda turystyka kulinarna, że nie można ominąć żadnego mijanego sklepu czy straganu. Jeżeli tak, to jestem typową kulinarną turystką :)

Wczoraj moją uwagę przykuły opakowania czekolady, ogromnie mi się podoba ta prosta grafika z czerwonymi akcentami. I o dziwo, obydwie czekolady są gorzkie, czyli tak, jak lubię! Pierwsze to "fasolki mocca'- o lekko kawowym smaku. Według tego, co mi powiedziano, to produkują je w Norwegniezmiennie od kilkudziesięciu lat!




Druga czekoladka też jest wspaniale gorzka, ale importowana. Nie zmienia to jednak faktu, że podoba mi się opakowanie. Jutro zamieszczę jeszcze czekoladowy budyń, na zakończenie tego czekoladowego maratonu.

sobota, 10 lipca 2010

chłodnik z botwinki


Po dłuższej przerwie proponuję wakacyjne wspomnienia. Ja sama do chłodników przekonałam się dopiero parę lat temu, ale im więcej ich próbowałam, tym bardziej odpowiadał mi ten kwaśno-warzywny smak. A w tym roku do przygotowania chłodniku z botwinki przyczyniła się babcia i jej wypieszczony ogród. DZIĘKUJĘ!.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

weekendy na piasku


Ostatnie tygodnie upływają pod znakiem meczów piłki ręcznej plażowej, i płynąc na fali emocji organizujemy z Pyreczkami (www.pyrki.pl) imprezę w Poznaniu. Zapraszam każdą żywą duszę zmęczoną gotowaniem na trochę sportowej rozrywki!!

czwartek, 17 czerwca 2010

Łatwa sałatka 69


Sałatka z brokułem i kalafiorką w roli głównej, prosta, smaczna, niekłopotliwa:

1 brokuł
1 kalafior
jogurt naturalny lub majonez
2 ząbki czosnku
sól
pieprz
koperek
kilka kropel soku z cytryny

Pana i Panią podzielić na różyczki i ugotować, wymieszać z sosem sporządzonym z pozostałych produktów. Voila!

czwartek, 10 czerwca 2010

zapiekanka z gruszkami i bekonem


Podesłana przez Martę, wypróbowana za Wielką Wodą, zaakceptowana! Jak dla mnie to lepiej smakuje więcej gruszek niż kartofli, ale proporcje wedle uznania. Acha, kartofle oczywiście trochę podgotować przed zapiekaniem.

czwartek, 3 czerwca 2010

środa, 2 czerwca 2010

Oberżyna czy bakłażan?


Wyglądała tak pięknie, że nie mogłam się powstrzymać przed portretem. A przy okazji zdemaskowałam prawdziwą nazwę tego jakże kobiecego warzywa

brokuły pod pierzynką


Dla lubiących sery pleśniowe. Przepis bardzo prosty, zaczerpnięty z dodatków do Dziennika Wschodniego parę lat temu. Właściwie można użyć dowolnego rodzaju sera, ale ja uważam, że im bardziej intensywny w smaku, tym lepiej dla brokułów.

miętowa kawa mrożona


Kawa poprawiająca humor jeszcze z czasów mojej pracy w CoffeeHeaven w Pradze, oczywiście wersja zmodyfikowana, bo nie każdego stać na taki wspaniały wielofunkcyjny blender, jakim dysponowaliśmy. A szkoda!

Niektórzy twierdzą, że pić kawę z miętą to jak pić ją z Ludwikiem, ale ja nie potrafię odmówić sobie tej przyjemności w gorące dni. Tu chyba działa oliwkowa zasada- albo ją kochasz, albo nienawidzisz.

wtorek, 1 czerwca 2010

na marginesie


Niedawno robiłam ilustracje do wiersza Wandy Chotomskiej, i właśnie przypomniałam sobie, ze jedna z nich jest z warzywami w tle. No to siup do zupy! Tylko szkoda, że typografia nie jest moją mocną stroną... Po wakacjach zainwestuję w tablet i będę pisała odręcznie, może efekt będzie lepszy.

sobota, 29 maja 2010


Voila! Z miłości do marchewki! Dzisiaj wypróbowałam to cudeńko, i dodałam trochę za dużo oleju sezamowego, ale i tak było pyszne.

czarno-biało-czerwono- klasyka


Zaczynam tą sałatką, która wprawiła mnie dzisiaj w wyśmienity nastrój. Przepis wzięłam z FOREVER SUMMER Nigelli (siedlisko przyjemności kulinarnych mrrrrr). Pycha, a do tego jak pięknie wygląda na talerzu!

I can`t belive how simple it is....

Po spędzeniu kilkunastu minut na wymyślaniu adresu bloga wybrałam najbardziej głupi pomysł, jaki przyszedł mi do głowy- oczywiście z dedykacją dla Rolfa, który sam o tym nie wiedząc, przyczynił się do powstania tego bloga. Teraz staję przed nieoczekiwanym wyborem języka, w który będę go prowadziła. Nie chcę być posądzona o fałszywy kosmopolityzm, ale ostatnio częściej posługuję się angielskim w ciągu dnia ( ze względu na Mojego Wikinga oczywiście), więc pewnie tak byłoby łatwiej...ale z drugiej strony...
No to się jeszcze zobaczy. Jestem podekscytowana decyzją o założeniu bloga, i najedzona. Obydwa fakty wywołują u mnie tylko pozytywne uczucia. Tak więc dam brzuszkowi troszkę odpocząć po sałatce z 1.arbuza, fety i oliwek 2.marchewki i orzeszków, a potem zabieram się do pracy nad drugim postem. Nie napisałam jescze, co będę publikować?
Zainspirowana strona theydrawandcook.com postanowiłam rozpocząć swoją własną ilustrowaną książkę kucharską. Smacznego dla oka i podniebienia!